Kristoff104 Kristoff104
282
BLOG

Żenada

Kristoff104 Kristoff104 Polityka Obserwuj notkę 0
Przepraszam, że tekst jest dość chaotyczny, ale tematów wiele, a przebieg wydarzeń, o których piszę, pogmatwany tak, że „nikt nic nie wie”.
Tytuł niniejszego tekstu odnosi się tak naprawdę do wielu spraw. Zacząłbym od mediów, a zwłaszcza TVN, którego relację wczorajszych wydarzeń „na żywo” (na kanale TVN24) zdecydowałem się oglądać. Nie wiem, czy inne stacje zajmowały się w takim zakresie przekazywaniem tego, co działo się na ulicach Warszawy. Wiem, że ta akurat to także jedna z większych ofiar tego, co się działo, a działo się przecież sporo złego.
Ale jednak zarzuty właśnie wobec tej stacji są. Chodzi o relację z tych wszystkich wydarzeń, która była bardzo, bardzo niedokładna. Nie chcę powiedzieć „zmanipulowana”, bo nie mam ochoty tak jednoznacznej opinii teraz tu wydawać i uzasadniać (niech będzie, że ze względu na te dwa samochody obowiązuje dzisiaj na moim blogu taryfa ulgowa;-) ).
Wspomniałem o zarzutach. Otóż, w relacji TVN brakowało mi tego, czego niedawno zabrakło mi w filmie „Bitwa Warszawska”, to znaczy szerokich ujęć. A konkretnie nawet nie samych „szerokich ujęć”, tylko takiego przedstawienia tematu, z którego można byłoby się dowiedzieć, kto rozpoczął starcia z policją, gdzie i kiedy miały miejsce poszczególne wydarzenia. Czy to uczestnicy Marszu Niepodległości zaatakowali grupę rekonstrukcji historycznej, czy nie? Czy to uczestnicy marszu wszczynali starcia z policją na trasie marszu, czy też zaczynali ci, którzy chcieli ich zablokować? A może w ogóle chodziło o osoby niezależne, czy też związane z jedną z pozostałych ponad 20 manifestacji, jakie miały się odbyć w Warszawie? Oglądając przez 20 minut relację, złożoną z wypowiedzi reporterów, rzeczników i przedstawicieli, nie byłem w stanie się zorientować w żadnej z tych kwestii. Nie udałoby mi się to także i w ciągu kolejnych godzin, gdybym nie zaglądał do internetu i pisanych relacji, gdzie przynajmniej szczątkowo określano podstawowe sprawy: co, kto, gdzie i kiedy.
To, że jakieś zadymy, mniejsze czy większe, mogą wystąpić, to wiedzieli chyba wszyscy, a przynajmniej wszyscy zainteresowani, dużo wcześniej, nauczeni doświadczeniami z lat poprzednich. Żadnego TVN-u do tego nie potrzeba. Zresztą, czy trzeba tu takich wielkich doświadczeń? Jeśli wiadomo, że będą demonstrować w swoim pobliżu liczne i duże grupy, które niejednokrotnie są wzajemnie na siebie uczulone, raczej nietrudno o podejrzenie, że będzie pomiędzy nimi gorąco.
Oczywiście, wszyscy zawczasu wielokrotnie deklarowali, że demonstracje będą pokojowe. Byłoby miło w takim razie móc się dowiedzieć, kto ten pokój zerwał. I byłoby miło, gdyby profesjonalna telewizja dała mi możliwość zrekonstruowania przebiegu wypadków.
Zamiast tego mieliśmy chaos. Np. wielokrotnie powtarzane te same ujęcia. Nie zawsze było wiadomo, z której godziny pochodzi dane nagranie. Albo: oglądając spalony samochód nie mogłem się dowiedzieć, gdzie on stoi (teraz już znam przybliżoną lokalizację). Inny przykład: przez dość długi czas miałem widok na te spalone samochody — furgonetkę transmisyjną i osobówkę TVN Meteo. Dopiero za którymś ujęciem pojawiła się w rogu informacja o godzinie, z której pochodzi nagranie (akurat tamto było z 18, po zakończeniu marszu). Bardzo rzadko określano jednoznacznie kto wdaje się w bijatyki.
Oto pierwsza żenada: TVN. Chodzi tu o nieskładną, nieskoordynowaną relację, z której interesujące informacje wyłuskać było niezwykle trudno.
Nie wiem, jak sobie z opisywaniem wydarzeń radziły inne stacje, nie wiem nawet, czy prowadziły relacje w takim zakresie, zresztą nie bardzo mogłem to monitorować, chcąc skupić uwagę na tym jednym przekazie.
Wskutek tego skazany jestem na sprzeczne relacje, jakie się pojawiły już po marszu w mediach, na domysły, oraz jedną relację pochodzącą od osoby, która była na miejscu.
No dobrze, sprzeczne opisy tych samych wydarzeń. Przejdźmy do nich.
Niektóre relacje są bardzo optymistyczne, jak ta przestawiona przez jednego z organizatorów marszu, sympatycznego pana z wąsami, w programie „Fakty po Faktach”. Według niego cała manifestacja przebiegła w spokoju i porządku, tak jak to zaplanowano, tylko TVN jakoś tego nie pokazał, skupiając się na zdarzeniach marginalnych, bezpośrednio z samym marszem niezwiązanych, może dotyczących dalekiego „ogona” marszu.
Rozumiem, że jego relacja musiała taka być, ponieważ jest organizatorem, który odpowiada jeśli nie majątkiem, to przynajmniej twarzą za to, jak manifestacja przebiegała i jak będzie postrzegana. Ale też nie jest on jedyną osobą, opowiadającą o takim właśnie przebiegu wydarzeń. Przeczytałem na przykład wręcz radosny wpis GPS.65. O docierających na bieżąco podobnych telefonicznych doniesieniach melduje także Nicpoń.
Ja sam znam jednak jedną relację zupełnie odmienną, także pochodzącą od człowieka, który był na miejscu. Wynika z niej, że na owym miejscu zdecydowanie nie było bezpiecznie. Do tego stopnia, że człowiek, o którym mowa, na sam Marsz Niepodległości nie dotarł. Musiał schronić się w jakimś bezpiecznym miejscu, a potem poszedł sobie do domu.
Jego zdaniem cały problem polegał na tym, że na tę „okazję” zjechało się do Warszawy dużo kibolstwa. Ludzi, którzy wcale nie chcieli nic świętować. Oni chcieli zadymy i „mieli agresję w oczach”.
Ta opowieść pasuje do tego, co widziałem w telewizji. Łobuzerka naparzająca się z policją to byli osobnicy w dresach, w kapturach, nierzadko z zasłoniętymi twarzami. Naprawdę nie wyglądali na przyjaźnie nastawionych gostków. Podobnie i ci, co palili te nieszczęsne auta.
Tak na marginesie: mam nadzieję, że uda się tych wandali (zwłaszcza podpalaczy, ale i tych od wybijania szyb) złapać i ukarać. Ich postępowanie to gorzej niż żenada.
No i teraz pytanie najważniejsze, na które odpowiedzi niestety nie udało mi się uzyskać aż do tej pory, nawet porównując te różnorodne opisy, jakie do mnie dotarły. Kto tak naprawdę robił przysłowiowy dym? Czyja wersja wydarzeń jest prawdziwa? Czy ta, przedstawiona przez wspomnianego pana z wąsem w TVN-ie, mówiąca że pochód przeszedł pokojowo i radośnie, w spokoju i bezpiecznie, a bijatyki i wandalizm to sprawka innych osób, działających od organizatorów Marszu Niepodległości niezależnie? Czy też może rację mają ci, którzy powtarzają, że to właśnie uczestnicy owego marszu wzniecali nieporządek i łamali prawo?
Po przeanalizowaniu dostępnych mi relacji (naczytałem się tego trochę, naoglądałem się zdjęć, pooglądałem filmiki, no i zadzwoniłem do jednej osoby) dochodzę do wniosku, że paradoksalnie, oba te punkty widzenia mogą być prawdziwe. Relację organizatorów potwierdza na przykład to zdjęcie pochodu. Jest ono ilustracją do materiału pt. „Trwa Marsz Niepodległości. Przebiega w miarę spokojnie”. (Ciekawe, że ok godziny pierwszej w nocy tytuł materiału zmienił się na „Trwa Marsz Niepodległości. Znów zrobiło się niebezpiecznie”;-) ). Jest jeszcze jedna podobna fotografia, na stronie PAP-u. Na zdjęciu widać idący tłum sfotografowany z przodu (coś, czego nie widziałem w TVN24). I — być może nie przyglądam się dostatecznie wnikliwie — żadnych zamieszek tam nie zauważyłem. Ot, idą ludzie, bardzo liczni ludzie. Bardzo możliwe, że nawet jeśli coś się działo, to większość uczestników tego tłumu nic nie zauważyła, a już szczególnie ci, co szli na samym przodzie.
Niemniej do starć doszło, i to w miejscach, w których marsz miał miejsce. O czym zaświadczają stosowne materiały prasowe i telewizyjne. Jest też film, promowany na profilu facebookowym Marszu Niepodległości, na którym ktoś (podobno jeden z organizatorów marszu) broni — póki może — wspomnianych samochodów TVN-u przed wandalami. Jeśli ci ostatni nie mają związku z Marszem, co robi wśród nich organizator?
Być może faktycznie, jak twierdzą organizatorzy, te wydarzenia nie zależały już od nich. Według mojej oceny mogło być jeszcze inaczej. Przede wszystkim mogę dać wiarę w to, że „nazjeżdżało się kibolstwa”. Ci ludzie zapewne nie stanowili trzonu pochodu, być może nawet znaczącej w nim grupy. Najprawdopodobniej byli w zupełnym ogonie, może w ogóle dołączyli później albo i w samym „właściwym” marszu udziału nie wzięli. Ale kręcili się bardzo blisko, na tyle blisko. No i wykorzystali swoją okazję do wzniecenia awantury.
W tym miejscu różne relacje nie dość, że bywają sprzeczne, to rozmywają się. W rezultacie mamy tylko mgliste pojęcie o tym, że np. zdelegalizowano marsz, ale jednak go nie zdelegalizowano. Mamy jakieś informacje o tym, że kazano zmienić położenie, z Placu Konstytucji na inne miejsce. Że marsz wyruszył nie o 15, a wcześniej, ale że wyruszył później... O ile wiem, marsz przez te zawirowania został trochę rozbity.
Nie mnie rozstrzygać, czy chuligani, którzy wszczęli bójki, byli uczestnikami marszu, czy też nie. Nie ja także powinienem wydawać sąd o tym, czy nie było w tłumie prowokatorów.
Sądzę jednak, że organizatorzy mogli bardziej przyłożyć się do tego, żeby takich, co „agresję mają w oczach” i na zadymę tylko czekają, w pobliże marszu nie dopuszczać. W końcu to nie pierwszy Marsz Niepodległości. Być może nie od rzeczy byłoby zapewnienie obecności czegoś w rodzaju sił porządkowych. Wśród organizacji organizujących marsz na pewno nie brakuje zdyscyplinowanych ekip, które mogłyby się podobnego zadania podjąć. Tacy porządkowi nie mogliby oczywiście używać przemocy. Po prostu pomagaliby wyłuskać agresywne osoby z tłumu i współpracowali z policjantami, z którymi można zawczasu się umówić na formę podobnej współpracy (zakładam, że ktoś koordynuje działania policji, oraz że obu stronom zależy na zachowaniu bezpieczeństwa).
Organizatorzy powinni zadbać o coś jeszcze, a mianowicie o własną ekipę rejestrującą przebieg marszu. Najlepiej — rejestrującą z zewnątrz. Na niemal każdym materiale, jaki oglądałem, widziałem że wielu ludzi nagrywało wydarzenia telefonami komórkowymi i aparatami cyfrowymi. Swoich ludzi robiących dokładnie to samo należałoby poustawiać na całej trasie przemarszu. Mając kompletną dokumentację, można rozmawiać o tym, kto tak naprawdę rozrabiał, a kto się zachowywał porządnie. A jak wiemy, na pełną dokumentację zrobioną przez dziennikarzy trudno liczyć.
Można jeszcze myśleć o bardziej radykalnych rozwiązaniach regulaminowych. Np. wprowadzenie wymogu, by każdy uczestnik marszu miał odsłoniętą i dobrze widoczną twarz. Albo nawet, wprowadzenie imiennych zapisów, zawczasu przygotowanych list uczestników czy identyfikatorów (to ostatnie, w przypadku kilkunastu tysięcy ludzi, może być trudne).
Tak więc kolejna sprawa — organizatorzy, którzy chyba wykazali się nieco zbyt wielką beztroską. Owszem, zrobiono dużo (patrz: regulamin marszu, w tym punkt o usuwaniu osób agresywnych), ale można było zrobić więcej i wyciągnąć wnioski z lat ubiegłych, kiedy to też zdarzały się niemiłe incydenty.
Następni w kolejce są ci wszyscy od blokad. Kolorowa niepodległa i im podobni. Mówiąc najkrócej — robienie kontrmanifestacji, która niemal na pewno spotka się z marszem, pakowanie się w jego trasę, to jawne proszenie się o eskalację konfliktu i rękoczyny. Prowokacja po prostu. I łamanie przepisów. A mówienie o tym w kategoriach pokojowych to hipokryzja. Żenada po prostu.
Na koniec władze i policja. A jeśli te nie miały dostatecznego narzędzia, to żenujące jest prawo.
Ja wiem, że jeśli zgłoszonych na jeden dzień jest kilkadziesiąt manifestacji, to zapanować nad tym wszystkim i zapewnić bezpieczeństwo jest trudno. (Sądzę zresztą, że mogło się udać gorzej, niż się udało. No i policyjny rzecznik ma dobrą dykcję. Widać pewne dobre objawy.)
Nasłuchałem się dziś o tym, że odmówić rejestracji legalnej demonstracji nie można. Bardzo możliwe. Ale czy nie można odmówić takiej rejestracji także wtedy, gdy dwie z rzeczonych demonstracji mają zajść w tym samym (lub niemal tym samym) miejscu i czasie? Czy nie da się chociaż wymóc na zgłaszających zmiany rejonu działań, albo zmiany terminu? A czy może manifestacja, o której wiadomo (nieoficjalnie co prawda, ale organizatorzy nie odcinają się), że ma na celu „zablokowanie” innej imprezy, nie podpada czasem pod stosowne przepisy?
A czy policjanci nie mogli w okolice tych nieszczęsnych samochodów z telewizji wkroczyć wcześniej i zapobiec zniszczeniom?
Uff! Udało mi się pobieżnie opisać wszystkie nurtujące mnie zagadnienia. Jak można to wszystko podsumować? Może tak: wydaje mi się, że czasami trudno być warszawiakiem.
Kristoff104
O mnie Kristoff104

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka