Kristoff104 Kristoff104
135
BLOG

Powrót

Kristoff104 Kristoff104 Polityka Obserwuj notkę 0
Od świata trzeba czasami odpocząć. Chodzi konkretnie nie o świat sam w sobie, bo to raczej niemożliwe, ale tę jego część, w której obracam się na co dzień — świat informacji z kraju i ze świata. To wspaniała rzecz wiedzieć, co się dzieje na przykład w polityce, oraz czy gdzieś nie narobiło szkód trzęsienie ziemi. Ale jak chyba wszyscy wiemy, działa to niekiedy na nerwy. Ja zauważyłem, że także zwyczajnie męczy i pozbawia pewnego rodzaju optymizmu, wykrzywia zdrowe spojrzenie na świat.
Odkryłem, że warto od czasu do czasu pożyć przez kilka tygodni w całkowitej nieświadomości. Nie dość, że się od tego wszystkiego odpoczywa, nie trzeba codziennie radzić sobie z informacją, że podatki coraz wyższe a perspektywa znalezienia pracy przez bezrobotnych coraz gorsza. Można bez tej wiedzy żyć. Najważniejsze jednak, że człowiek staje się przez taki informacyjny post szczęśliwszą osobą. Prosty fakt, że nie dowiadujesz się każdego dnia o statystykach wypadków, morderstw i pożarów powoduje, że na sprawy swojego bezpieczeństwa i w ogóle mechanizmów życia zaczynasz patrzeć przez pryzmat tego, co cię otacza. A to z kolei sprawia, że widzisz wszystko w jaśniejszych barwach, ale i jesteś w stanie oceniać wydarzenia z większą trafnością. Bardziej rozsądnie.
Oczywiście dla takich efektów najlepiej jest się chyba zaszyć gdzieś w Bieszczadach, ale także mieszkając w dużym mieście i nawet nie biorąc urlopu można osiągnąć zadowalające rezultaty. Wystarczy tylko na parę tygodni przestać czytać gazety, nie zaglądać w internecie na strony z informacjami (oraz na Facebooka, jeśli masz sporo zaangażowanych znajomych; gdy jednak większość z nich stanowią najwyżej „obrazkowcy” wrzucający demotywatory o miłości, jesteś w miarę bezpieczny). Trzeba też unikać rozdawanych na ulicy za darmo gazetek. Najlepiej też powiedzieć osobom w swoim otoczeniu co się robi, żeby nie próbowały przez ten czas poruszać tematów „zakazanych”. Aha, byłbym zapomniał: żadnego radia ani telewizji oczywiście.
Taki właśnie dwutygodniowy informacyjny post zrobiłem sobie niedawno (od blogowania odpoczywałem znacznie dłużej). I powoli wracam po nim do rzeczywistości. Z dwutygodniowej przerwy od świata wróciłem ze sporą dozą dystansu, jasnością widzenia spraw (albo wrażeniem takiej jasności) oraz... niczym nieuzasadnionym silnym przeświadczeniem, że niedługo będzie wojna.
Ciekawa sprawa: z tymi dwoma tygodniami trafiłem akurat w czas, kiedy działo się naprawdę wiele interesujących rzeczy. To ciekawe, zważywszy, że wcześniej było niemal zupełnie nudno. Bo to, że rząd psuł każdą rzecz jakiej dotykał, było może i ważne, ale zaskakujące na pewno nie. Nuda.
O tym, że było ciekawie wiem, bo trzy informacje przedostały się jednak przez moje filtry obronne. Pierwsza nie była zbyt istotna z mojego punktu widzenia. Ot, zatonął jakiś statek, włoski bodajże. Informacja dotarła do mnie przez przypadek — ktoś opowiedział jakiś dowcip z Titanikiem w treści, wszyscy dookoła roześmiali się, tylko nie ja. No i uznano, że należy mi się wyjaśnienie o co chodzi, a ja nie zdążyłem w porę zaprotestować.
Drugą było zamknięcie serwisu megaupload.
A trzecią, oczywiście, sprawa ACTA. O tej trzeciej dowiedziałem się zupełnie nieprzypadkowo. Znajomi uznali po prostu, że wydarzenie jest zbyt ważne, i zdecydowali się brutalnie przerwać mój informacyjny post. Takim sposobem trafiłem nawet na jeden z protestów, co prawda nielegalny, mało liczny, do tego jeszcze dostałem lewacką ulotkę.
Znajomi mieli nosa, bo informacja rzeczywiście ważna. I nie o ACTA samo w sobie chodzi, bo o przygotowaniu tego porozumienia już dawno wiedziałem (z Dziennika Internautów, jeśli ktoś chce wiedzieć), ale o skalę protestów społecznych. Wygląda na to, że młode pokolenie, które jeszcze nie tak dawno temu „zabierało babci dowód”, samo idąc głosować na obiecującą drugą Irlandię Platformę, zaczęło wreszcie przeglądać na oczy i dostrzegać, że politycy niekoniecznie są tacy, jak wynikałoby z ich własnych słów, no i niekoniecznie spełniają dane obietnice. Ta uzyskana świadomość ma kolosalne znaczenie. Mówimy przecież o znacząco licznej grupie ludzi jeszcze młodych. To oni będą mieli wpływ na naszą politykę przez dalszych kilkadziesiąt lat, a konkurencja w postaci kolejnych młodych pokoleń z przyczyn demograficznych jeszcze długo nie będzie się liczyła.
Dobrze więc, że ci młodzi ludzie przyzwyczajają się do tego, że o wolność — choćby o wolność słowa w internecie — trzeba walczyć. Nie pamiętam kto to powiedział, ale chyba Macierewicz, że w jeśli w Polsce jedno pokolenie w walce o wolność i niepodległość nie wykaże się odwagą cywilną, to następne za te wartości będzie już musiało płacić krwią. I coś w tym jest, dlatego cieszę się, że w sprawach ważnych na ulice fatygują się tysiące ludzi. Bardzo budujący widok.
Oprócz sprawy ACTA są jeszcze i inne.
Na przykład, bardzo zainteresowały mnie kwestie pogodowo-klimatyczne. Rok temu w trakcie największych mrozów i kwietniowych (czy może majowych? — już nie pamiętam) ataków zimy popularne były żarty, że to globalne ocieplenie tak wygląda.
Propagandyści pseudoekologiczni nie ustają jednak w wysiłkach i w tym sezonie wykombinowali środek zapobiegający takim brutalnym dowcipom. Otóż, jak możemy dowiedzieć się z Onetu, już wiadomo (co prawda, nie wiadomo, poza tytułem artykuł podawał głównie przypuszczenia, no ale...), co jest przyczyną ostatnich silnych mrozów. Otóż były one spowodowane nie czym innym jak... kurczeniem się powłoki lodowej na Oceanie Arktycznym! Tak tak, kiedyś to były po prostu srogie zimy; starsi ludzie powiadają, że „prawdziwe”, to znaczy naprawdę mroźne i śnieżne zimy skończyły się ok 40 – 50 lat temu, i te nasze dzisiejsze „ataki mrozu” to tak naprawdę nic w porównaniu z tamtymi czasami. A tu masz: temperatura niska, bo lodowce topnieją. Albo więc lodowce są wyjątkowo duże, w porównaniu z — dajmy na to — rokiem 1950, albo coś jest z tą teorią bardzo nie tak. Zresztą, skoro globalne ocieplenie powoduje obniżenie temperatury, to w takim układzie... gdzie do cholery jest globalne ocieplenie?
Tak, ekolodzy są w formie. Zapewne na odwilże też się znajdzie wyjaśnienie.
Poza tym, ministrowie zatrudniają fryzjerów, Microsoft ma pomysł, żeby uniemożliwić użytkownikom konsoli korzystanie z używanych gier. A gdy umiera Szymborska, pani marszałek Wanda „na liście płac przemysłu providerów aborcji i antykoncepcji” Nowicka pisze na Twitterze, że to Wisłocka.
Słowem, świat się nie zawalił. Wszystko jest z grubsza po staremu. Wróciłem.
 
Kristoff104
O mnie Kristoff104

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka