Dziewczyna z Gorzowa — zrzut ekranu
Dziewczyna z Gorzowa — zrzut ekranu
Kristoff104 Kristoff104
537
BLOG

Dziewczyna z Gorzowa

Kristoff104 Kristoff104 Polityka Obserwuj notkę 12

Zadziwiają mnie czasem tzw. „hejterzy”. Powinienem się już dawno przyzwyczaić, ale jednak. Ot, popatrzmy na kilka próbek:
Po co promujecie w necie tą idiotkę?” (Maciej Kowal)
Nie podoba mi się ta kurwa...” (Michał Gonet)
Co za tępa dzida. Prawica w pigułce.” (Paweł Maciejewski)
O kim tak emocjonalnie ludzie się wypowiadają?
O siedemnastolatce. Powaga.
A co takiego owa nastolatka uczyniła? No cóż, zbrodnię niesłychaną: ośmieliła się mieć własne zdanie i nawet je parę razy wypowiedzieć.
Ale od początku. Dla tych, co się nie orientują, opiszę pokrótce bieg wydarzeń.
Była sobie licealistka. I zdarzyło jej się spotkać na swojej drodze Donalda Tuska, aktualnie zajmującego stanowisko Prezesa Rady Ministrów. Miała nawet okazję zadać mu pytanie. A że dziewczyna miała własną opinię na temat pana premiera, to zapytała najzwyczajniej w świecie dlaczego jest on zdrajcą. Pytanie, przyznajmy, dosyć bezczelne, ale też wyrażone kulturalnym językiem i nieprzekraczające tego, o co mógłby przeciętny wyborca polityka zapytać (opieram się oczywiście na jej relacjach, bo to ona o tym opowiada na znanym na Youtube filmiku, i na tym, co na ten temat wyczytałem). No i, jakby nie patrzeć, akt odwagi, bo trzeba mieć trochę jaj, żeby pytać o takie rzeczy samego premiera. Być może głupia ta odwaga, bo młoda, ale jednak*. Materiały na ten temat można znaleźć chociażby na tych stronach (jest tego więcej, proszę sobie klikać dalej i googlować, w razie potrzeby).
Tak się przypadkiem składa, że Marysia stała się dzięki temu sławna, media „okołopisowskie” zrobiły z niej niemal bohaterkę, trochę na wyrost, bo też i żadnej merytorycznej dyskusji tutaj nie było — ot, udało się dziewczynie złapać pana premiera na zachowaniu, nazwijmy to, fajtłapowatym. Ten bowiem zdołał tylko odpowiedzieć coś o poczuciu humoru i poszedł sobie dalej. Potem się okazało, że sprawa stała się głośna, parę dni milczał, w końcu przybył znów w to samo miejsce i spróbował dziewczynie wręczyć kwiaty. I znów, jeśli wierzyć relacjom (a nie mam znaczącego powodu, by im nie wierzyć), w ogóle nie próbował wdawać się w dyskusję, tylko wręczał te kwiaty, na zasadzie, ujmę to brutalnie, masz tu ochłap od premiera i zamknij się. Dziewczyna oczywiście kwiatów nie przyjęła.
Całe zdarzenie dowodzi, swoją drogą, że ów słynny platformiany „PR” nie jest tak wspaniały jak głosi legenda, i choć skuteczny, to posługuje się ograniczonym zestawem chwytów, a te da się przezwyciężyć. Ostatecznie, dał się Tusk złapać na najprostszą rzecz jaka może przydarzyć się każdemu politykowi w kraju demokratycznym.
Wracając do rzeczy — to się dopiero zaczęło! Oprócz tych, co w licealistce zobaczyli kogoś na kształt małego bohatera, znaleźli się także wielce oburzeni**. Na przykład jedna taka warszawska radna (związana zresztą z Komisją Edukacji) chciałaby dziewczynie „dać w pysk”, nawrzucał jej też od niewychowanych sam szef „Parówek”, Tomasz Lis.
To właśnie jest ciekawe. Cóż bowiem takiego znowu zrobiła Marysia, coby dowodziło jej braku wychowania? Ok, może jej pytanie nie było bardzo merytoryczne, ale też przecież nie oznacza to, że nie ma prawa Tuska za zdrajcę uważać. Niekoniecznie należałoby też oczekiwać, że każdy (a już zwłaszcza siedemnastoletni, przed maturą) obywatel jest złotoustym mówcą i ma w zanadrzu przygotowany zestaw argumentów. O nie. Wg mnie to raczej polityk powinien opanować umiejętność komunikacji w takim stopniu, żeby się z obywatelami dogadać, niekoniecznie opędzając się od nich lekceważącymi uwagami (jeśli ktoś się w tej krótkiej konfrontacji zachował nietaktownie, oceniałbym, że to właśnie był Donald Tusk). W dodatku ona po prostu zapytała; nie używała brzydkich wyrazów, nie krzyczała.
Sprzyjający władzy komentatorzy mogli nad tym przejść do porządku dziennego — ot, wpadło się trochę Tuskowi, no cóż, nie on pierwszy, i nie on ostatni. Najlepszym zdarza się niezręczność, a już zwłaszcza może się zdarzyć politykowi postawionemu nagle przed prawdziwym wyborcą, niespodziewanie stawiającym takie pytanie. Ale nie, trzeba było oczywiście licealistkę objechać, bo kto to słyszał, by jakaś szczeniara mogła zatkać głos w gębie samemu Słońcu Peru.
Hejt” wznieciły też „internety” — i się zaczęła zabawa. Przykładowo, ktoś odnalazł jakiś wpis licealistki na temat Żydów, w którym co prawda ona się odżegnywała od obrażania czy nienawiści, ale w którym powiedziała parę słów więcej, i te właśnie słowa tak zajadle komentowano w sposób, jaki zacytowałem na początku tego tekstu (więcej tutaj). I znów — nic takiego się nie stało, co dałoby podstawy do podobnej krytyki. Owszem, wypowiedź — być może trochę nieprzemyślana, ale przecież dająca się jakoś tam umotywować wiadomościami, jakie sam pamiętam z czasów szkolnej edukacji. Jasne, można z tym polemizować, bardzo merytorycznie, podejrzewam że całą argumentację można zbić jednym celnym zdaniem. Ale nic takiego się nie stało. Mamy raczej prymitywną pogardę i oskarżenia o antysemityzm.
Tu zresztą się objawił ciekawy przypadek, albowiem z tego wpisu ucieszył się rozkosznie autor komentarza w Wyborczej, zachwycając się tym, że się tym wpisem licealistka „wykluczyła z cywilizowanego dyskursu”. Przypominam, mówimy o siedemnastolatce. Cokolwiek by powiedzieć, jest to wiek kiedy jeszcze można mówić głupoty. Nie takie rzeczy potrafią myśleć i mówić nawet i starsze osoby. (Przekleństwem naszych czasów jest, że takie rzeczy bywają dostępne publicznie i zachowują się na długie lata). Ale red. Czuchnowski cieszy się jak dziecko, co najmniej jakby pojechał po publicyście Gościa Niedzielnego. Cóż, można i tak…
Wróćmy do „internetów”. To oczywiście nie jest nowość, nie takie rzeczy oglądaliśmy w internecie i pewnie nie takie jeszcze obejrzymy. Ale jednak zastanówmy się chwilę. Pamiętam ze szkół, że starano się nam wpoić jako wzorzec postawę życiową, polegającą na posiadaniu „swojego zdania”. W domyśle chodziło oczywiście także o odważne jego wypowiadanie i bronienie. Bo każdy może mieć swoje zdanie. Ma prawo. I mamy wolność słowa. Domyślam się, że podobne zachowania promuje się i dziś, bo to w końcu takie demokratyczne i europejskie. I właśnie dziewczyna, która owo swoje zdanie ośmieliła się mieć, jest teraz opluwana. Mówi to sporo na temat jakim jesteśmy społeczeństwem. Jak bardzo podzielonym. Przeraża, że do pogłębiania pogardy i podziałów przyłączają się także „ałtorytety” w rodzaju Lisa.
 
* Z drugiej strony, odwaga siedemnastolatków walczących dla Polski bywa ceniona niezwykle wysoko.
** Najnormalniejszy z tego wszystkiego okazał się… ojciec siedemnastolatki, który udzielił prasie krótkiego wywiadu.
Kristoff104
O mnie Kristoff104

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka